@ już jest, więc piątkowe ważenie powinno być już wiarygodne.
Wczoraj zamiast warzyw na patelnię miałam ochotę na barszcz z uszkami, więc zjadłam, zmieściłam się w limicie i jest git. Mam jakąś spokojną głowę, wiem, że w moim przypadku wystarczy nie podjadać. Udało się też pojeździć pół godziny i poćwiczyć ręce z hantlami.
Dziś przewidują słoneczną pogodę, więc dzień zaczęłam od prania :D Lubię suszyć pranie na dworze, mam już dość poskurczanych ubrań z suszarki bębnowej, a zimą nic nam nie schnie na zwykłej suszarce. Słońce oznacza też plac zabaw, więc nie wiem na ile starczy mi czasu na jakąś aktywność fizyczną. Wczoraj mąż od razu zajął się młodą, jak wrócił, więc gładko poszło.
Chciałabym już wyjść pobiegać, mam trochę stresu w pracy, a to zawsze działa jak sesja terapeutyczna. No i pies może się wybiegać. Trafił mi się kundel, który biegnie idealnie, a cieszy się za każdym razem tak, jakby właśnie spełniały się jego marzenia. :D Może o tym właśnie marzy, jak do 16 siedzi sam w domu... Zrobię wszystko, żeby mimo @ wziąć go chociaż na dłuuugi spacer.
Planowane menu:
1. owsianka z dżemem, masłem orzechowym i serkiem wiejskim
2. połówka awokado, dwa jaja, dwie kromki chleba, pomidorki koktajlowe
3. mała miska spaghetti
jak pójdę biegać, to pewnie wpadnie jakiś banan na wieczór .
Liczę kalorie od 15 lat, więc mam "miarkę" w oczach, dzisiejsze menu nie przekroczy 1700kcal wliczając spaghetti 'na oko'. :)