Zmiana czasu wpływa na mnie strasznie, a jeszcze gorzej na moje dziecko, które i tak wstawało o 6.00, a teraz ma tę godzinkę mniej. Zamiast zasypiać o 20, to wierci się do 21 i obie dostajemy szału. Budzi się w nocy, woła, a już zapomniałam jak wyglądają nieprzespane nocki. :D Nie wiem czy dałabym radę mieć drugiego bobasa, jak wspominam nasze początki.
Wracając do planu, dzisiejsze menu:
- płatki owsiane, kukurydziane, dżem, masło orzechowe - zalane wodą do napęcznienia, na koniec dodany serek wiejski (moje ulubione śniadanie od jakiś 15 lat ;)) - 460kcal
- sałatka z brokułu, fety, jajek, ryżu z sosem pół na pół jogurt naturalny i majonez - 420kcal
- barsz ekspresowy z 200gr uszek -500kcal
- 3 wafle ryżowe 110kcal
Oprócz jedzenia "pije kalorie". Uwielbiam kawę z mlekiem i połową łyżeczki cukru. Niby nic, ale potrafię wypić ich cztery, co daje pewnie jakieś 150kcal. W pracy staram się dodawać słodzik, ale nie zawsze jest pod ręką.
Edytowałam dzień zero pod względem jedzenia i treningu. Może dzisiaj uda się chwycić za hantle. Wczoraj jak zaczęłam jeździć, to mąż wrócił z pracy, a dziecko wołało rosół. Niby każdy ma te same 24h do wykorzystania, jak to mówią mówcy motywacyjni, ale w praktyce, w normalnym życiu, niestety pewnie hmm nierówności są mocno odczuwalne. :)