Od dokładnie 6 lat mieszkam w Holandii.Szybko ten czas mi przeleciał.Bywały ciężkie chwile i czasem radosne.Łzy smutek,nadzieja ,romanse i uczucie.Przyjechałam tutaj sama i pod tym względem nic się nie zmieniło. Dalej jestem sama.Pracowałam 4 lata na różach przez 7 dni w tygodniu....Dałam radę....chociaż ta praca wykończyła mnie psychicznie i zdrowotnie.Tyle łez wylałam....Ale dałam radę.Przeprowadziłam się do Hagi.Życie w mieście,wynajmowanie pokoju,współlokatorzy też było ciężko.Poznałam kilka osób.Z tych osób do dziś mi zostały 3 osoby na które zawsze mogę liczyć.Myślę,że to też między innymi dzięki nim dałam radę...Miłość...łzy rozstanie....Nie będę już o tym wspominać....ten temat zamknięty jest dla mnie....Straciłam pracę na różach,trochę się bujałam po innych pracach.Ale uważam,że to było dobre dla mnie.Wtedy zaczęło mi się wszystko układać....Wygrałam mieszkanie z gminy....Nie myślałam o tym,że nie znajdę w tym mieście pracy a jednak zaryzykowałam.Od roku mieszkam z Zoetermeer.Mam swoje mieszkanko urządzone tak jak chciałam.Po 2 tykodniach znalazłam pracę.Jestem zadowolona.Praca na miejscu.Fajna ekipa w pracy ...nie mam stresów i dobre stanowisko jako asystent kierownika działu....Od maja chodzę do szkoły językowej.....Jak to wszystko podsumować?
Jestem dumna z siebie,że tak daleko zaszłam,że nie zniszczyła mnie Holandia,nie popadłam w nałogi itd....Nauczyłam się być silną kobietą...chociaż bywają chwile zwątpienia......A tylko jedno się nie zmieniło ciągle jestem singielką...Dziękuję tym co są ciągle przy mnie