Dołączam do klubu: nowy rok, nowa ja :) czyli zaczynamy odchudzanie.
Po moim niedawnym sukcesie zejścia poniżej 70kg nie został ślad. W okresie świąteczno-noworocznym pasłam się jak tucznik i to z pełną premedytacją. Dołożyłam 4kg do wagi paskowej. Koszmar i własna głupota. No cóż, kocham słodkie i nigdy nie zmądrzeję…
Gonimy zatem pasek, bo na wadze masa krytyczna. Nie będę nad nią płakać, bo przynajmniej pojadłam tego, czego zwykle sobie odmawiam. Nie narzucam sobie terminu, ale narzucam reżim jedzeniowy.
Dziś w menu było skromniutko:
na śniadanie 100g borówek, 150g jogurtu i 5 g płatków owsianych
Na obiad- trzy jajka na twardo i 100g groszku konserwowanego
Trzy kawy z mlekiem.
Wsio. Miało być 500kcal, ale że nie umiem żyć bez kawy z mlekiem, to było 750kcal. Też dobrze, patrząc na wcześniejsze ekscesy.
I żeby nie było, nie mam zamiaru jechać na tak niskiej kaloryczności. Co najwyżej trzymać się jej dwa dni w tygodniu. Pozostałe dni liczenie kalorii i jedzenie w granicach 1600kcal. W weekend trochę więcej :)
Jest plan, teraz tylko się go twardo trzymać.