Witam.
Popłynęłam wczoraj wieczorem z pistacjami. 🤐 Zjadłam prawie całą paczkę. Dołożyłam sobie na noc... pewnie coś ok 1200 kcal 😭
Ale byłam na siebie później zła.
Zastanowiłam się z czego to wynikło. Jedna sprawa, że miałam zły humor, chciałam się pocieszyć i wpadłam w utarty schemat.
Ale ważniejsze jest to, że zjadłam za małą kolację i byłam głodna. Przeanalizowałam swoje posiłki, doszłam do wniosku, że źle policzyłam kcal makaronu z obiadu (ciągle mam trudności z liczeniem produktów gdy są podane kalorie na sucho i po ugotowaniu).
Na samą kolację wzięłam tylko serek wiejski i szklankę mleka...
Nic dziwnego, że pękłam.
Za to cieszę się, że przestawiłam swoje myślenie i pogodziłam się z tym, że będą upadki. Kiedyś już bym się załamała i rzuciła wszystko - bo liczyło się dla mnie tylko 100% sukcesu.
Dziś dostrzegam błąd, staram się wyciągnąć wnioski i idę z tym dalej. Nie poddaję się.
Z pozytywów - wyszłam wczoraj na godzinny spacer, przeszłam 5 km i łącznie zrobiłam wczoraj ok 15 tyś kroków. :)
Dziś też wyszłam na chwilę z córką - ale mimo słońca jest taki wiatr, że zimno przenika do wewnątrz.
I tak zamierzam wyjść znów wieczorem. Ubiorę się w zimowe rzeczy i heja banana do przodu. ;)
Dzisiejsze menu:
Śniadanie: 2 kromki, serek kozi, szczypior, sałata, pomidorki, rzodkiewka, 2 jajka.
II śniadanie: 2 tosty, pasta paprykowa, hummus wędzony, szczypior, pomidor, sałata.
Obiad (w planie): rosół, gotowane udko.
Kolacja (w planie): skyr z odżywką białkową, owoce, orzechy, płatki owsiane.
Walczymy dalej!