Nic mi się nie chce, straciłam cały zapał i robię wszystko automatycznie. Bo tak trzeba, bo musi być zrobione, bo należy.
Nie to, żebym nie trzymała diety, bo to już mój styl życia, więc tu nie polegnę, chyba że zgrzeszę. Choć i na to nie mam zbytniej ochoty. Z ćwiczeniami marnie, bieżnia maks 20 minut, 'inne takie" , tylko jedno podejście w ciągu dnia. No jakiś marazm okrutny mnie dopadł z początkiem roku. Waga jeszcze po sylwestrze nie wróciła do normy, choć lekko spadła. Może jakiś spektakularny spadek dodałby mi skrzydeł. Walczę o tą szóstke z przodu od połowy października i widze że jeszcze trochę powalczę, ech. Jeszcze tylko troszkę ponad kilogram mi brakuję.
Przedłużyłam abonament smacznie dopasowanej na kolejne trzy miesiące i mi wyfiutało plan diety. Dobrze, że mam wydrukowany. Mam nadzieję, że to chwilowy jakiś błąd. Nie mam gdzie odhaczać wypitych szklanek wody. A u mnie musi być wszystko jak w zegarku, zaplanowane, poodhaczane. Improwizacja nie jest moją mocną stroną.
Dziś na obiad nowe danie pt. makaron o smaku ruskich pierogów.
całkiem smaczne i sycące
Na kolację będzie kolejna nowość w moim menu - jajecznica z awokado. Super są te vitaliowe przepisy.
Znalazłam dziś jeden duży plus w tym przygnębiającym nastroju. Moja kurtka zimowa zrobiła się na tyle luźna, że po włożeniu pod nią na prawdę grubego swetra, nadal miałam lekki luz ;)